Ony nadal wyjechany. Ja w stanie ociężałości umysłowej (nie wiem, wpływ pogody..?) i permanentnego zmęczenia materiału raportuję o trudnościach z porannym włączaniem się do normalnej aktywności, licząc na pełne współczucia "Ojej, moje biedactwo" lub coś w tym stylu.
Ż. - Obudziłam się koszmarnie zmęczona. Gdybym mogła, spałabym dalej w najlepsze, ale niestety trzeba było się zwlec mimo poczucia, że mam wszystkie gnaty połamane i piachem mi ktoś sypnął prosto w oczy.
Rzut oka w lustro w łazience pozwolił mi stwierdzić, że przed owym lustrem stoi szara na twarzy, rozmemłana baba z podkrążonymi oczami jakby tydzień nie spała.
Brakowało tylko papilotów z gazety w potarganych włosach i na wpół zleźniętego krwistoczerwonego lakieru na pazurach, jako że tak właśnie wyobrażam sobie estetyczny upadek kobiety...
O.- Te twoje objawy, to ewidentny brak seksu.
Hmm... to chyba pora by wracać, nie..? ;)
A tymczasem, po dzisiejszym pełnym zgnilizny i nieprzerwanego nawadniania nieszczęsnej ziemi dniu Kota pilnuje, czy parasol równo się suszy.
21 czerwca 2012
17 czerwca 2012
Poranne manewry
Ony co jakiś czas musi wyjechać z domu pozostawiając mnie i
Kotę w charakterze dwuosobowego towarzystwa wzajemnej adoracji. Wieści „z frontu” przybierają więc czasem
formę telefonicznych lub mailowych sprawozdań:
„Zwierz dostał szajby równo o szóstej. Obudziło mnie jakieś miarowe
szuranie. Dałabym sobie spokój z reagowaniem, gdyby nie fakt, że po chwili wsłuchiwania się w owo szuranie
uświadomiłam sobie, że z półki z książkami wystaje czarne dupsko, a frontalny ciąg
dalszy zwierzyny miarowo smyra pazurami po dwóch stosach książek i gazet. W
pierwszej chwili paniki przemknęło mi przez myśl, że za cholerę nie pamiętam,
czy nie ma tam, nie daj Boże, jakiejś twojej gazety¹ i że jeśli kocisko choć na milimetr
ją zadrze czy pogniecie, to rzucisz mnie natychmiast i tego domu z ogródkiem i
oranżerią się nie doczekam ;)
Burknęłam więc coś strasznie groźnego w kierunku futrzanego
łobuza, pogroziłam butelką z wodą² i kot świsnął do łazienki.
Położyłam się z
powrotem i... nie mogłam usnąć :/ Jak pomyślałam, że lada moment po prostu wstanę i będzie to parę
minut po szóstej w wolną NIEDZIELĘ, to cholera mnie wzięła. Chwilę potem
poczułam, że żołądek mi się zaciska głodowo, ale zaparłam się, że zasnę choćby
nie wiem co i że żaden głód, ani problem z zaśnięciem od tego pomysłu mnie nie
odwiodą. Chyba zaczęłam już całkiem ładnie przysypiać jak kilka minut przed
siódmą Kota zrzuciła z komody tik-taki, następnie pobawiła się kabelkiem za tv,
by wreszcie wskoczyć na parapet i popatrzeć zwycięsko na mnie, którą udało się wybudzić
z próby ponownego odpłynięcia. A byłam już tak blisko... Zwierz spojrzał na
mnie, na okno, znów na mnie, zeskoczył nagle na podłogę, podbiegł mi do łóżka,
wskoczył, otarł się o moje biodro i… bez ostrzeżenia użarł tak w rękę, że na wewnętrznej stronie dłoni
mam wygryzione kółko, zdartą skórę, a ja jako właścicielka najnowszej, fantazyjnej wizualnie rany
gryzionej posmarkałam się z płaczu nad sobą biedną, nie potrafiącą odgryźć się
kotu tym samym.
Z tej żałości i
złości na nieobliczalnego demona usnęłam po kwadransie, by obudzić się
o wpół do dziesiątej;)”
¹Ony posiada swoistą manię (to moje zdanie i Ony oczywiście
się z nim nie zgadza twierdząc, że jest normalny)dotyczącą gazet – jego czasopisma
to rzecz święta, tknąć można jedynie pod warunkiem uprzedniego wyszorowania rąk
mydłem chirurgicznym, a najlepiej to w rękawiczkach i, Boże broń, żeby zrobić
choć malusieńkie zagięcie, zadziorek czy inną dramatyczną szkodę na papierze. Zrobienie
oślich uszu w świętych gazetach poskutkowałoby przerobieniem mnie na mielonkę i
zakopaniem w słoiku w lesie ;)
²Butelka po jakimś płynie do okien, wypłukana i napełniona
zwykłą wodą, okazała się być superskuteczną bronią w wychowawczych zmaganiach z
Kotą, która przejawia tak wielką awersję do wody, że już energiczne
potrząśnięcie butelką działa na nią dyscyplinująco czyli Kota zwiewa gdzie
pieprz rośnie i przestaje broić (przynajmniej na chwilę:P).
A oto i sam małpiszon na miejscu przestępstwa. Nie dajcie się zwieść niewinnej pozie pt. "Leżę se przecież i nic nie robię":P
9 czerwca 2012
Pomoc domowa
Zwyczajna sobota.
Porządki.
Ścieramy kurze, zmywamy podłogi, zmieniamy pościel...
Kurze poszły szybko, podłogi też nie stawiały oporu - uzbrojona w kija z fontaziem, czyli Mopa Do Powierzchni Poziomych macham nim kilka razy uzyskując satysfakcjonujący stan względnej czystości.
Ale ile czasu może zająć zmiana pościeli?
Pięć, dziesięć minut? Góra kwadransik gdy kołdry trzy wielkie, a poduszek piętnaście co najmniej...?
Być może.
Ale to tylko w domu z opcją "kota-niet".
Przy mieszkaniu z wersją "kot-a-jakże" banalna (zdawać by się mogło) zmiana pościeli urasta do rangi "mission impossible". No, ewentualnie "possible" okupionej jednakże trudami, męką i potem.
I znojem bezskutecznego perswadowania zwierzowi, że skądże, niech idzie spać w cholerę, sama dam sobie radę, pomocy nie potrzebuję.
Ale Kota koniecznie musi pomagać.
No musi, no.
Trzeba sprawdzić czy każdy róg skutecznie doprany.
Czy guziki równo przyszyte.
Czy materiał przetrzyma próbę pazura.
Czy da radę wepchnąć futrzaną rzyć w powłoczkę...
A po wyczerpującej i eksploatującej z kocich zasobów sił fizycznych pomocy trzeba grzmotnąć się w ową pościel i przetestować, jak też się w niej śpi tuż przed powleczeniem.
I tak oto bety rozwalone, kanapa rozłożona, kot mruży ślepia z tekstylnych odmętów, a sobotnie porządki przedłużają się w nieskończoność.
Aż drogi kotek się wyśpi :)
Porządki.
Ścieramy kurze, zmywamy podłogi, zmieniamy pościel...
Kurze poszły szybko, podłogi też nie stawiały oporu - uzbrojona w kija z fontaziem, czyli Mopa Do Powierzchni Poziomych macham nim kilka razy uzyskując satysfakcjonujący stan względnej czystości.
Ale ile czasu może zająć zmiana pościeli?
Pięć, dziesięć minut? Góra kwadransik gdy kołdry trzy wielkie, a poduszek piętnaście co najmniej...?
Być może.
Ale to tylko w domu z opcją "kota-niet".
Przy mieszkaniu z wersją "kot-a-jakże" banalna (zdawać by się mogło) zmiana pościeli urasta do rangi "mission impossible". No, ewentualnie "possible" okupionej jednakże trudami, męką i potem.
I znojem bezskutecznego perswadowania zwierzowi, że skądże, niech idzie spać w cholerę, sama dam sobie radę, pomocy nie potrzebuję.
Ale Kota koniecznie musi pomagać.
No musi, no.
Trzeba sprawdzić czy każdy róg skutecznie doprany.
Czy guziki równo przyszyte.
Czy materiał przetrzyma próbę pazura.
Czy da radę wepchnąć futrzaną rzyć w powłoczkę...
A po wyczerpującej i eksploatującej z kocich zasobów sił fizycznych pomocy trzeba grzmotnąć się w ową pościel i przetestować, jak też się w niej śpi tuż przed powleczeniem.
I tak oto bety rozwalone, kanapa rozłożona, kot mruży ślepia z tekstylnych odmętów, a sobotnie porządki przedłużają się w nieskończoność.
Aż drogi kotek się wyśpi :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)