30 września 2012

Przy korycie

Mam szczęście niewysłowione nie posiadać kota, na którego widok włosy by się prostowały niczym po kinowym maratonie po thrillerach.

(fotka z urokliwym zwierzem wyszperana na  http://justynaneyman.blogspot.com/)

O Kocie można sporo powiedzieć, lecz z pewnością nie to, by była żarłocznym zwierzem, którego nie można oderwać od koryta i który przybiega do kuchni na byle brzęknięcie talerza. Kota wręcz bywa niejadkiem, którego od czasu do czasu zwykłam obserwować dawniej spode łba, czy aby się futrzanej zołzie nie zachorowało czy cuś. Nauczyłam się, że ten typ po prostu tak ma. Zjada, ile zechce. Na nic kuszenie jej frykasami, machanie tłustą myszą przed nosem, czy podsuwanie innnych delikatesów. O, na ten przykład, nie zanęci się Koty wystawną ucztą z wątróbką w charakterze dania głównego.


Na nic przemawianie głosem pełnym słodyczy, kici kici, ciu ciu ciu, pójdź no kocie, dam ci wołowinki.


O nie, nie, nie. Kota co najwyżej łaskawie obwącha, by następnie wzgardliwie westchnąć i udać się na drzemkę. Jest jednak coś, co Kocie uruchamia tryb kornika, sprawia, że niemal każdą drzemkę można na chwilę przerwać i siąść wyczekująco przy stole, dając niekumatemu państwu do zrozumienia, że ona też by chciała, że też lubi:)


I potrafi tak wisieć i ingerować w psychiczne opanowanie personelu dopóki tenże nie podzieli się z nią porcją biszkoptów z ubitomśmietanom ;) Ach, och, zapomniałabym na śmierć - obok filecika z kurczaczka też nie można przejść obojętnie.


Doprawdy, przygotowywanie obiadu, którego etapem wstępnym bywa krojenie fileta, okazuje się być czasami nie lada wyzwaniem skoro czynności okołoobiadowe wykonuje się z kotem uważnie śledzącym każdy ruch mojej ręki i czyhającym na dopiero_co_odkrojony_kurczęci_farfocel.

Ale dziś Kota może się tylko oblizać - ścisła dieta.
No cóż, koniec miesiąca zatem ino przeciąg i światło w lodówce;)






P.S. Drogi O., jakbyś chciał mi nabyć drogą kupna jakiś miły drobiażdżek, to proszę,  jakiż przyjemny komplecik mebli;)


24 września 2012

Dziękuję, postoję...


Z całą pewnością kot na cztery łapy spada.
Na czterech też się przyczaja polując na mniej lub bardziej wyimaginowanego wroga.
Na czterech stoi wyginając się w uroczy pałąk, dając do zrozumienia, że nie ma to jak solidne rozprostowanie zastałych gnatów po trzygodzinnej drzemce.

Ale czy każde kocisko musi używać wszystkich czterech odnóży jednocześnie?
A gdzie tam...:)




Jak widać równie dobrze można pogibać się na dwóch kończynach by spokojnie móc przemyśleć parę kwestii.
Na przykład tego, gdzie by tu wskoczyć i co nowego zmalować...