Jeśli ukochanym produktem
spożywczym podtrzymującym parametry życiowe zostaje mianowana marynowana
pieczarka, w zalewie tak octowej, że gębę wykręca na lewą stronę,
jeśli owe pieczarki
zaczyna się spożywać w ilościach
hurtowych,
jeśli do marynowanych
pieczarek wkrótce dołącza marynowana papryka (także w ilościach przemysłowych),
a następnie jedno i
drugie zostaje ze wzgardą odstawione w ciemny kąt na rzecz dżemu ze śliwek i jogurtu
ananasowego,
jeśli lata się do toalety
niczym (nomen omen) kot z pęcherzem,
a tenże kot godzinami
mógłby odbębniać drzemki na powłokach brzusznych swojego człowieka,
jeśli korzysta się z
weryfikatora o większej wiarygodności niż wróżka ze szklaną kulą i… czarnym
kotem
(na litość boską, gdzie nie splunąć to kot…),
jeśli najlepszym kumplem
zostaje własne łóżko, a najbliższą przyjaciółką miękka poducha,
jeśli leje się łzy jak
grochy oglądając kabaret i rży radośnie na reklamie pasty do zębów,
jeśli hałas – twój wróg!, bo łeb pęka i opony
mózgowe trzeszczą w szwach,
jeśli tu strzyka, tam kłuje, przecież mówię, że czuję się świetnie! Buuuu..........
jeśli to wszystko
jednocześnie, z hukiem, przytupem, krzesanym w podskokach i do tego wprawiając w oszołomienie wraz z teatralnym I can’t believe it…!
to…
... taka mnie przyszłość czeka z nimi dwojgiem pod jednym dachem za lat kilka.……?