Kota w ciągu kilku lat do użytku własnego wielce rozrywkowego zakupione miała:
- myszkę na sznurku z nęcącym piórkiem #1;
- podobną myszkę na podobnym sznurku z podobnym piórkiem #2 (#1 uległa pożarciu);
- kulki mechate, włochate, gładkie, w paski, kropki, kreski i inne cuda w ilościach niezliczonych (zjedzono bądź też pogubiono);
- piłeczkę do ping-ponga (rozkosznie podskakiwała czym wzbudzała dziką radość u Koty dopóki jej się rozrywka nie znudziła skutecznie na amen);
- wstążkę prezentową, która przez pierwsze dni szalonej zabawy stanowiła produkt rozrywkowy z kategorii "ukochane", ale potem została wymemłana i ośliniona tak, że sama Kota nie chce już jej tykać;
- czerwone serduszko, które Żbiczasta szlachetnie oddała Kocie widząc, jak zajmuje drogie zwierzę uganianie się za gadżecikiem doczepionym do jakiegoś prezentu o walentynkowych konotacjach
A w czym Kota znajduje przyjemność faktycznie?..
Otóż:
- w turlaniu kamiennej kuli, najlepiej o 3 nad ranem czym budzi całe osiedle i sąsiadujące miasto wraz z przyległymi wioskami;
- w toczeniu pozostawionych beztrosko długopisów na komodzie lub stole;
- w tarzaniu się w reklamówkach z marketów.
I po kiego te wszystkie wyszukane zabawki i zabaweczki... Kota najwyraźniej nie ma wygórowanych wymagań w tej kwestii :)
Jakaż ona podobna do mojej Tosi na tym zdjęciu.
OdpowiedzUsuńA dla Antka, nie istniej nic innego oprócz reklamówek. Nadal nie odkryłam co w nich jest takiego fascynującego:)
Przypuszczać jedynie mogę, że im bardziej zdewastowany, zaśliniony i zmaltretowany gadżet występuje w charakterze zabawki, tym szczęśliwszy koci właściciel;)
OdpowiedzUsuń