9 grudnia 2013

Diament w kaszance

Biorąc pod uwagę wokalne uzdolnienia Koty, ta mogłaby spokojnie występować w La Scali.
Dożywotnio.
Talent wyraziście uwypukla się szczególnie wtedy, gdy niedomyślny, jełopowaty personel udaje głuchych i ślepych na kocie miauki oraz wymowne spojrzenia i nie pląsa w podskokach do balkonu w celu otwarcia drzwi na oścież, co równałoby się udostępnieniu wybiegu drogiej szantażystce.

Jednakże.
Któż mógłby przypuszczać, że oprócz kariery primadonny naszej utalentowanej zwierzynie po cichu marzy się zawodowa droga na miarę Fryderyka Ch. bądź też innego Blechacza..?




Dotąd sądziłam, że Kota obeżre nas co najwyżej do ostatniej paróweczki z lodówki.
Że obsika do ostatniego ziarenka żwirku w Kuwejcie.
Że objadłszy i obsikawszy prześpi następnie swój żywot, niezmiennie budząc tym samym zdumienie, że można TYLE spać i nie dostać odleżyn.
A jednak!
Okazuje się, że należy czym prędzej nająć managera i umożliwić Kocie wkroczenie w świat sławy, czerwonych dywanów oraz cekinów.
Hołdów, paczek i orderów.
Koncertów, oklasków i bisów bez końca.

Tymczasem pierwsze wprawki na stole.

Tak szlifuje się diamenty.





2 komentarze:

  1. hehehe, a co ty na to: http://kotoholic.blox.pl/2013/12/cos-jak-zlote-mysli-mieliscie-takie-zeszyty-z.html ?

    OdpowiedzUsuń