Pierwsza sroka była koniecznością. Pozwalała na przeżycie od
tzw. pierwszego do pierwszego, choć uczciwie przyznać należy, że raczej nie
kawiory lecz pasztetowa, nie aparty i insze kruki lecz jablonex, nie trzy
tygodnie na Hawajach lecz trzy dni integracji z komarami na podlaskiej wsi –
pierwsza sroka zdecydowanie ogon ma mocno wyliniały i nie podoba nam się za
bardzo jej krzywy dziób.
Od paru tygodni Ony trzyma w łapie ogon drugiej sroki. Druga
sroka jak na razie bije tę pierwszą na łeb, bynajmniej nie dlatego, że z nagła w
pierze porośliśmy, banknotami o najwyższym nominale zaczęliśmy wypychać wszystkie
poszewki, a z pięciozłotówek służba robi nam terakotę – nowe zajęcie Onego
pozwala mu na pracowanie w poczuciu, że robi to, co lubi i jeszcze mu za to płacą;) Poziom zadowolenia z życia wzrósł
zatem znacząco.
Mimo upajania się pracowniczym szczęściem chłopina wraca mi nach
Hause deczko wycieńczony, a tu wyliniała pierwsza sroka czeka na zajęcie się tą
paskudą i nie ma zmiłuj…
Kocie też świat postawił się nieco na głowie. Do tej pory rozpieszczona
arystokratka po moim wyjściu do kołchozu zostawała z Onym w charakterze osoby
do towarzystwa, nawet jeśli tę osobę drogi kotek zwykł ostentacyjnie olewać
udając się na sześciogodzinną drzemkę na kanapie
na kocyku
i pod kocykiem też.
Po powrocie z mej fabryki witał mnie Ony znad swojej roboty
oraz wyspany, prężący się zwierz starannie obwąchujący mi buty. Teraz wracam do
pustego domu (do powrotu Onego jest jeszcze godzina lub dwie), w którym co
najwyżej przywita mnie jakaś zgnuśniała mucha i Kota drąca paszczę jak tylko
usłyszy chrobot klucza w drzwiach. I
chodzi dookoła, i gada, i wyraża różne protesty, i stawia żądania, których
treści mogę jedynie starać się domyślać – „pogłaszcz mnie”, „nie głaszcz mnie już”, „daj
mi jeść”, „puść mnie na ten cholerny balkon”, „przyjdź do mnie”, „idź sobie”, „kobieto,
sprzątnij wreszcie tę zasikaną kuwetę”, „nie znikaj mi z oczu, wcale nie musisz iść do
toalety!”.
Mam tylko nadzieję, że nie przeklina. Kociej damie doprawdy
nie wypada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz