1 maja 2013

Byczę się


Jak należycie obchodzi się międzynarodowe święto klasy robotniczej? Leżąc kołami do góry do momentu dostania odleżyn i powstania pleśni na poduszkach..? Niespiesznie spożywając smakowite kąski w ramach śniadanka..? Nicnierobiąc, czyli oddając się ulubionym rozrywkom bez konieczności wykonywania usług dla jakichkolwiek pracodawców..? Obmyślając  książki, które się przeczyta i te wszystkie filmy, które się obejrzy po półtora roku planowania, że „teraz to już na pewno przy najbliższej okazji wszystko zaległe wreszcie machniemy”…?

A takiego.

Się wstało bladym świtem.

Się chłopinę do pracy wyprawiło („Masz bułę, co byś z głodu nie padł i idź już, idź, zarabiaj te walory na nowe szpilki dla swojej żbiczastej”).

Się zostało z burdelem we własnym apartamencie (bety rozwalone, po śniadaniu niesprzątnięte, marudny koteczek drący paszczę na zasadzie nie_wiem_o_co_mi_chodzi_ale _co_mi_szkodzi_drzeć_ryja,  w przerwach (gdy paszcza się zamykała) ganiający turlający się kłębek moich starych, podartych do imentu pończoch w charakterze najnowszej zabawki klasy prima sort.

Się pomyślało: „No i co, że Ony do roboty poleźć musiał, skoro ja nie musiałam i mogę wobec tego zgrywać księżniczkę?” gdy jeden rzut oka na okna pozwolił mi wpaść w depresję, że jeśli nie umyję wreszcie tych cholernych zaplutych szyb, oto lada moment sąsiedzi zgłoszą mnie do programu perfekcyjnej housewife celem nabrania higienicznej ogłady. Ten jeden rzut oka wystarczył, by uruchomić istną lawinę działań w ramach pierwszomajowego pieprzę_nic_nie_robię.

Aha. Akurat.

Zatem majowo, świętując do wypęku aż bąble szły mi nosem:

sprzątałam zawalony fantami zlew kuchenny,


myłam te cholerne okna,




jak przystało na kuro-domowo kwitłam przy garach,


zrobiłam pranie,


a nawet miałam szczere intencje, by trochę popracować...


...ale średnio mi to chyba wyszło;)

Kota też należycie świętowała. Znaczy się - solidaryzowała się w nicnierobieniu o dziwo. Wyspecjalizowała się dziś wybitnie w pilnowaniu.

Na ten przykład. Pilnowała gołębi (bezczelne typy, coraz bardziej regularnie przylatują owe nieroby na me balkonowe włości)...


Pilnowała czy klapa od (pardon) sedesu równo opadła.


Czy wstążka ulega równomiernemu naciągnięciu.


...aż wreszcie opadła z sił i musiała zwlec swe kocie ciało na jakąś powierzchnię płaską. Ale gały czujne były. A co.




Coś się umordowałyśmy chyba nieco tym nicnierobieniem...


Postuluję zatem: 











4 komentarze:

  1. Oj tak, nicnierobieniem można się okrutnie namordować. Drzemkę ogłaszam i niech święto trwa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby się tylko dobudzić w poniedziałek rano :P

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że od kilku dni wszędzie natykam się na temat okien. Jakby wszechświat próbował mi powiedzieć: "Umyj wreszcie te cholerne okna!". To nieprawdopodobne jak bardzo są uwalone od ostatniego mycia przed Wielkanocą :-(
    Na szczęście pada ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu pada? Bo w kółko te okna myjemy! :P To stary jak świat schemat - myjemy brudne szyby i w pół godziny po tym, jak nieżywe, w poczuciu dobrze spełnionego gospodarskiego obowiązku, padniemy na twarz, na te wymuskane szklane powierzchnie zaczyna padać deszcz. No to myjemy na nowo, deszcz znów pada, myjemy ponownie, deszcz znów swoje... Osobiście uważam, że myciem okien spokojnie mogłybyśmy sterować pogodą w tym kraju;)

      Usuń