31 maja 2013

Wielkomiejska sielanka

(z nocnej rozmowy na odległość z Onym, który niestety aż do jutra ponad trzysta kilometrów od domu)

Ż. - Gliny przyjechały. Zajechali, światła powyłączali i tak siedzo i obserwujo po ciemku. Na pewno dużo zobaczą... Zdaje się, na "interwencji" są ...
O. - A co, hałasy jakieś pod blokiem były?
Ż. - Cały czas są. Głośne darcie ryja i co jakiś czas cholernie donośne tłuczenie szkła.
O. - To pewnie dlatego. Ale sądzę, że to na terenie bazaru przy tych śmietnikach ktoś buszuje.
Ż. - Właśnie ktoś rozpieprzył kolejną butelkę i radzi nieradzi panowie policjanci musieli z bólem serca opuścić swój motoryzacyjny azyl. Poszli "interweniować" znaczy się;)

I tak się pożegnaliśmy czule o północy, każde umordowane świętem ( a jakże! jak zwykle przy "wolnym"...) i z nadzieją na parę ładnych godzin nieprzerwanego bujania się w objęciach niejakiego Morfeusza.
Za głupie nadzieje zawsze człowieka spotka sroga kara...

Ony otrzymał raport z rana, gdym z oczami na zapałki i ziewem godnym koparki w czasie prac wykopaliskowych donosiła:



Policja interweniowała najwyraźniej mocno pokojowo, bo niedługo po tym, jak się pożegnaliśmy zerknęłam z balkonu i obaj stróże bezprawia po wytarabanieniu się ze swego azylu powolutku wrócili sobie do swojej zaparkowanej na środku parkingu fury, zgasili latarki, wsiedli i... odjechali. Rozrywkowa młodzież zaś za 10 minut równie zrelaksowana wróciła do swoich głęboko filozoficznych dyskusji ("Czy ty musisz zawsze jak się najeb...sz drzeć ryja do mnie?", "Kur...a, dawaj to szkło!", "Odpier...ol się mówię!") i tłuc wspomniane produkty szklane. Pewnie dla wzmocnienia siły wypowiedzi...
Wystarczyło paru dżentelmenów, jedno narąbane dziewczę i nocne atrakcje zapewnione.
O wpół do drugiej na szczelnie zamykałam okna. Na policję oczywiście nie szło się dodzwonić.
Dziś za to o siódmej powitało mnie błękitne niebo i upojny szum chyba ze dwudziestu kosiarek. Marzę po cichu o tym, by zapalonym kosiarzom jakieś metalowe pręty powkręcały się w kosiarkowe mechanizmy... :P




Dość dodać, że uciekłam dziś z własnego domu - niezmordowani kosiarze gwałcili słuch mieszkańców mego osiedla bite osiem godzin.

I pomyśleć, że jeszcze pięć lat temu żyłam sobie spokojnie w zaledwie ośmiotysięcznym, sennym miasteczku, gdzie oburzenie budził przejazd motocykla o 22.01 wyłożoną poniemieckim brukiem ulicą...

8 komentarzy:

  1. ooch, znam ten ból, u nas w weekend też z kosiarkami pod blokiem jeździli (mieszkamy na parterze...) i do tego remontują nam okienka piwniczne i ściany bloku na tej wysokości, więc szurali centralnie pod naszymi oknami... a do tego wszystkiego, w niedzielę zamiast spać do tej 9-10 jak to na mnie przystało, obudziłam się jakoś przed 7. i zaczęły mnie dręczyć myśli o pracy i już spać nie mogłam (z racji mojej ciąży planuję firmę opuscić na jakieś 1,5 roku i przyuczam zastępczynię i ogarnął mnie strach, jak ja jej te całe 6 lat doświadczenia przekażę i wszystkiego nauczę... nie myślałam, że ze strachem będę opuszczać firmę).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze będzie, nie ma co się stresować na zapas:) Mówią, że wszystko mija, nawet najdłuższa żmija, zatem remont kiedyś wreszcie dobiegnie końca i nikt wam nie będzie szurał pod oknem. A kosiarzy, no cóż, trzeba przeboleć, choć przy okazji tych ich robót w pakiecie z upierdliwym jazgotem występuje niestety okropny smród ściętej trawy, którego chronicznie nie znoszę...

      Usuń
    2. koszona trawa ci śmierdzi? :) to masz pecha.

      Usuń
    3. Nie ma tego złego - ponieważ chodzę wtedy na permanentnym wdechu, robi mi się zjawiskowe wcięcie w talii;)

      Usuń
  2. najważniejsze to widzieć plusy, tam, gdzie pozornie ich nie widać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. halooo, pani, cicho coś tam u was. zaraz lato minie, a tu nowych wpisów brak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cicho, cicho... Się nie było, ale już się wraca:)

      Usuń