10 października 2013

(...)


W szufladzie, w której O. trzyma swój ukochany kalkulator (nie wiem, na co mu ów skoro O. liczy w głowie do ósmego miejsca po przecinku i to w trzy sekundy!) ukryłam gigantyczną czekoladę z nasmarowanymi na kartce przeprosinami. Przeprosiny obejmowały moje choleryczne wyskoki, spoglądanie spod byka i inne antypatyczne performanse na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni (sama sobą jestem nad wyraz zdegustowana). Ukryłam zatem smakołyk tam, gdzie miałam pewność iż O. prędzej czy później sięgnie pracując przy komputerze.

I poszłam wziąć prysznic.

Gdy woda przestała się lać i zaczęła do mnie ponownie dochodzić fonia, za drzwiami łazienki zamajaczył O.. który sekundę wcześniej odkrył w szufladzie nakoksowaną sacharozą i licznymi tłuszczami łapówę.

O.(zza drzwi tubalnym głosem) – Żbiku, nie trzeba było. Nie masz za co przepraszać.
Ż.(odkrzykując z łazienki)  Nieprawda. Jestem ostatnio nieznośna. Przepraszam!
O. – Nie przepraszaj, ja cię kocham taką, jaka jesteś.
Ż. – Aktualnie to ja jestem GOŁA.
O. – O! I taką kocham cię najbardziej!


Nie wątpię.


__________________________________________________________________________


Lustereczko, powiedz przecie…



1 komentarz: