12 stycznia 2013

O zimowych przypadkach i manipulacji

Posiadacze aut doskonale rozumieją, że zimowa pora bywa mało łaskawa.
Nie tylko dlatego, że człowiek wiecznie traci czas latając dookoła swego bolidu i zgarniając iście syberyjskie czapy z nadwozia, co zresztą sprawia, że zamiast wyjść z domu o siódmej, trzeba go opuścić pół godziny wcześniej dramatycznie ziewając i kląc pod nosem. (autentyk #1)



Nie tylko dlatego, że wycieraczki przymarzają do szyby. (autentyk #2)

Nie tylko dlatego, że czasem trzeba wleźć do swego pojazdu przez bagażnik, gdyż wszystkie zamki w drzwiach zamarzły na kamień i nie ma innej drogi dostępu (autentyk #3 - nawet dziś dostaję spazmów, jak sobie przypomnę widok wierzgającego kopytami Onego, który ze swoim metrem dziewięćdziesiąt wpełzał nie bez problemów od d**y strony do własnej rakiety;)



...choć, trzeba przyznać, w cieplejszych okolicznościach przyrody miałoby to pewien urok, co kiedyś można by dość niecnie wykorzystać...;) 



Zimową, nie oszukujmy się - parszywą porą - na potęgę brudzą się również felgi, w naszym przypadku sprawiając, że okazjonalna wizyta pod kompresorem celem zanotowania niewinnego spadku ciśnienia powietrza rzędu 0,2 atmosfery zmieniła się w pewnym momencie w codzienne wizytowanie wszystkich okolicznych stacji benzynowych i notoryczne dopompowywanie jednego upartego koła, które w sposób widoczny traciło na swej obłości, budząc spanikowane podejrzenie, że rany-boskie-na-kapciu-chyba-stoję.  




Nadejszła jednak wiekopomna chwila, gdy rada nierada (jednak zdecydowanie to drugie) zmuszona byłam udać się przed oblicze Pana Mechanika z prośbą o wyczyszczenie tego cholerstwa mojej cudownej felgi, gdyż ponieważ znudziły mi się codzienne wizyty pod kompresorem, z którym nawet pogadać się nie da, zatem wizyty owe mało zajmujące i rozrywkowe. Felga zatem została pokonana (bez czekania w kolejce!) i może mi, zdzira jedna, teraz naskoczyć. Kareta zaparkowana grzecznie pod domem w cudem znalezionej dziurze eufemistycznie zwanej miejscem parkingowym, ja zaś z pewną dozą satysfakcji odnotowuję, że wprawdzie upierdliwy śnieżek pracowicie leci z nieba pogłębiając zimowe wrażenie izolacji i parszywości, ale co jak co, auto może sobie stać teraz bodaj tydzień w nieruchawości wielkiej, a flaka z pewnością nie zastanę. I tak sobie gawędzimy z Onym:

Ż. -Całe szczęście, że tę felgę zdążyłam wyczyścić, bo teraz to na bank do poniedziałku powietrze by zeszło w kole do zera.

O. -No właśnie... A ile za to zapłaciłaś?

Ż. -25 zł. Plus nowy zaworek. Albo się facetowi wyjątkowo spodobałam, albo cena od zeszłego roku zjechała o dychę;)

(Zeszłoroczne czyszczenie kosztowało nas 35 zł plus odmrażanie sobie tyłków na mrozie i nerwowe przytupywanie w oczekiwaniu na koniec działań Pana Mechanika - dokładnie w tym samym warsztacie, w którym byłam teraz. Tym razem jednak grzałam pośladki w zaciszu woniejącego smarami acz cieplutkiego przybytku patrząc panu na ręce niczym kontroler skarbowy na podejrzane dokumenty;)

O. -Nieważne. Ważne, że tanio. Może dlatego, że pojechałaś sama;)

Ż. -Aha... czyli teraz, jak rozumiem, będę bujać się samotnie po różnych
mechanikach, żeby czasem za dużo nie wybulić?

O. -Skoro ta metoda działa...

Ż. -Wiesz, że to wyrachowana perfidia z twojej strony?

O. -Kochanie, skoro można uzyskać zniżkę za ładny wygląd...

Ż. -Dwóch mi zejdzie z ceny w nadziei na omamienie mnie dawką testosteronu, ale trzeci zrobi w wała instalując mi jakiś plastikowy duperel zamiast należytego z metalu na ten przykład, bo przecież przyjechała baba sama i na pewno na niczym innym poza gotowaniem rosołu się nie zna. Jak nam się rakieta rozsypie tuż po wyjeździe od "specjalisty" to nie będziesz pląsał z radości.

O. -To ci powiem co mówić i o co pytać i będą pod dodatkowym wrażeniem i zamontują co trzeba.

Ż. -Ładnie żeś to sobie wykoncypował.

O. -Ale zaoszczędzimy!

Ż. -Ale za jaką cenę - będę się wyziębiać w warsztatach świecąc biustem z wydekoltowanego frontu.

O. -W sumie może racja. Lepiej jak mi poświecisz;)-

Ż. -W takim razie będziesz naprawiał auto sam..?

O. -A w cholerę z tymi twoimi pomysłami.

No i ten. Poważnie się obawiam zapalenia płuc w takim razie skorom skazana na wietrzenie klatki piersiowej. No i chyba dla ogarnięcia całokształtu będę musiała dać sobie wkłuć jakiś brylancik w pępek, a także zrobić się na mahoniową murzinkę zatrzaskując się na godzinkę w kabinie jakiejś miejscowej solarki. Do tego tipsy, sripsy, cekiny, brokat, nogi do szyi, wyprane z pigmentu platynowe pukle i błyszczące różem dwie glizdeczki miast ust, wygięte w nęcący dzióbek i... jazda robić te cholerne amortyzatory oraz naprawiać rozrząd poza kolejnością;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz