14 stycznia 2013

Sztuka komplementowania

Sunę do sklepu. Okrężną drogą, bom wolna dziś jak szpadel i mogę napawać się umiarkowanym nieróbstwem, spowolnionym krążeniem, stop-klatką i leniwym tempem w postaci "ciągnij nogę za nogą".
Tak jest, można zazdraszczać.
Łaskawie pozwalam.
A co.
Sunę więc sobie i widzę, że Jeden Taki Typ, co zbliża się z naprzeciwka, wpatrzony jest we mnie maślano.
Próżna niunia we mnie się przeciąga, smukłą nóżkę wystawia, loczek na paluszek nawija, główkę kokieteryjnie przechyla, szarość na twarzy błyskawicznie jej znika, zmarszczki się wygładzają, skóra uelastycznia, cellulit wyparowuje, pośladki się spinają.
Coś jak superstar na czerwonym linoleum.





I czekam.
Na nieuniknione.
Czyli.
Na te komplementa, co lada chwila na mnie spadną.
Ten zachwyt, który - widzę przecież - facet ma wymalowany na rozanielonym pysku.
No nic innego być nie może.
Już się zbliża, już jest tuż obok, rozdziawia paszczę w uśmiechu i...

- Ładny ma pani berecik.









Hę..?
Be-re-cik???

Niunia superstar dostała mokrą szmatą przez łeb.
Linoleum zwinięte, party z szampanem odwołane.

A co z wyznaniami "o, cudności", "co za nóżka", "jakiż nosek arystokratyczny", "co za kibić", "ach, ten powab, czar i szyk"?
Hm?

I co z tego, że komplementujący musiałby się szeroko z prawdą minąć... Co z tego, pytam.

Berecik?

Oż, w mordę.
Idę zaszyć się w kącik i rozkminiać brutalną rzeczywistość.
Z naciągniętym na łeb rzeczonym tekstylium.


1 komentarz:

  1. Noż, bidul się męczył co by tu oryginalnego powiedzieć i nic innego nie przyszło mu do głowy. Bo wielce stremowany był. Miej wyrozumienie!

    OdpowiedzUsuń