Ponoć najtrudniejszych jest pierwszych pięć dni.
Potem już leci z górki.
Można je spędzić w kilku dostępnych trybach: "w pocie czoła", "nie wiem, w co ręce włożyć" lub "lada chwila na łeb dostanę od tych papierzysk".
Istnieje też tryb "na luzaka", ale osobiście nie praktykowałam. Nie ten poziom wtajemniczenia chyba.
W mojej fabryce pętają się takie
Kota jednakże musiała przejść już wcześniej jakiś kurs, bo doskonale wie skubana, jak to zrobić, żeby się nie narobić. I jeszcze żreć za darmo dostać;)
No.
To byle do kolejnego weekendu.
ja w tym tygodniu mam urlop :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńA teraz to i ja sama mogę rzec o sobie, że upajam się "wolnym" (co oznacza, że niczym kuchta jakaś tkwię przy piekarniku :P), zatem bez zazdrości wielkiej życzę urlopowego dotrwania do Świąt:)
OdpowiedzUsuńUprasza się o częstsze wpisy, bo tu w Krakowie wielbi się Panią niesłychanie :)
OdpowiedzUsuńMon Dieu... zarumieniłam się;) Idę w kącik upajać się krakowskim uwielbieniem;)
Usuńoo da się już komentować jako anonim, świetnie. to pisałam ja, Kaja :)
OdpowiedzUsuń