17 grudnia 2012

Orka


Ponoć najtrudniejszych jest pierwszych pięć dni.
Potem już leci z górki.





Można je spędzić w kilku dostępnych trybach: "w pocie czoła", "nie wiem, w co ręce włożyć" lub "lada chwila na łeb dostanę od tych papierzysk".




Istnieje też tryb "na luzaka", ale osobiście nie praktykowałam. Nie ten poziom wtajemniczenia chyba.
W mojej fabryce pętają się  takie cholerne nieroby wtajemniczone zdolniachy, od których można by się nauczyć filozofii w stylu "lata mi ta robota", ale coś, kurczę, czasu brak na zgłębianie tajników ich warsztatu...


Kota jednakże musiała przejść już wcześniej jakiś kurs, bo doskonale wie skubana, jak to zrobić, żeby się nie narobić. I jeszcze żreć za darmo dostać;)





No.
To byle do kolejnego weekendu.








5 komentarzy:

  1. ja w tym tygodniu mam urlop :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. A teraz to i ja sama mogę rzec o sobie, że upajam się "wolnym" (co oznacza, że niczym kuchta jakaś tkwię przy piekarniku :P), zatem bez zazdrości wielkiej życzę urlopowego dotrwania do Świąt:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uprasza się o częstsze wpisy, bo tu w Krakowie wielbi się Panią niesłychanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mon Dieu... zarumieniłam się;) Idę w kącik upajać się krakowskim uwielbieniem;)

      Usuń
  4. oo da się już komentować jako anonim, świetnie. to pisałam ja, Kaja :)

    OdpowiedzUsuń